czwartek, 15 maja 2014

Rozdział 2 Od Alex

 Dwa dni po mojej rozmowie z Ky'em, leżąc w pokoju wciąż myślałam o swoim przyjacielu. Starałam się, zajmowałam umysł medytacją i treningiem, ale to nie pomogło mi wyrzucić z głowy obrazu Ky'a na granicy łez i gniewu. Znaliśmy się od dziecka, razem bawiliśmy się i dorastaliśmy łączyła nas tajemnicza więź której nie mogłam określić, i to właśnie ta więź sprawiała że martwiłam się o swojego kapitana.
 - Puk- Puk ! - do pokoju wszedł Ekayon z szerokim uśmiechem na ustach, odwzajemniłam gest i usiadłam na krańcu łóżka. Chłopak stał nadal w progu i patrzył na mnie, wesołymi oczami pięciolatka. Hm, o co chodzi ?
 - Ekayon... - chciałam się spytać czemu tak dziwnie się zachowuje, ale on mi przerwał i wesołym tonem oznajmił.
 - Znaleźliśmy sposób, abyś mogła pozbyć się z ciała całego Mrocznego Kairu ! - oczy momentalnie wyszły mi z orbit, rozdziawiłam usta i rzuciłam się wyściskać chłopaka, piszcząc przy tym z szczęścia.
 - Hej, to ja na to wpadłem ! - w drzwiach stanął Ky, wraz z Bodai'em i swoim ojcem. Wszyscy uśmiechali się szeroko, zadowoleni z mojej reakcji - Gdzie mój uścisk ? - spytał urażony, brunet wystawiając dolną wargę i udając szczeniaczka.
 - Oh Ky ! - krzyknęłam i rzuciłam się na niego, niestety chłopak miał dosyć twarde mięśnie brzucha i zamiast się w niego wtulić, po prostu się od niego odbiłam. Przed kompromitującym upadkiem, ocalił mnie jego refleks. - Dzięki, dzięki, dzięki ! - piszczałam jak mała dziewczynka.
 - Okej, spakuj się bo musimy przenieść się do wschodniego klasztoru. - powiedział Connor i wyszedł wraz z Boddai'em i Ekayon'em. Ky stał i jak gdyby nigdy nic, podgwizdywał Sobie radośnie pod nosem.
 - Ky ? - uniosłam badawczo brew.
 - Słucham ? - wyszczerzył się do mnie, a mi od tego uśmiechu zabiło mocniej serce.
 - Mogę się spakować, czy będziesz mi w tym towarzyszył ? - momentalnie jego twarz zrobiła się czerwona, i zanim zdążyłam zareagować jego już nie było. Zaśmiałam się i zadowolona wyciągnęłam spod łóżka, swoją torbę podróżną.
  Wyjechać musieliśmy dopiero jutro, bo warunki pogodowe na wschodzi nie były korzystne dla lotu X-sypera. Rozumiałam że Boomer i Mokey martwią się o swoje oczko w głowie, ale nie mogłam się doczekać tego aż pozbędę się z Siebie tego dziadostwa ! Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, postanowiłam wykorzystać okazje i przejść się na spacer.
  Wylądowałam nad strumykiem, gdzie zwykle przesiadywałam wraz z Boomer'em i Ky'em gdy mieliśmy dzień wolny od misji. Usiadłam na nieco wilgotnym i chybotliwym kamieniu, i wbiłam wzrok w unoszące się na wietrze liście. Jesień już za pasem, dni stawały się coraz chłodniejsze, a co za tym widzie również noce. Telepałam się jak osika, ale nie chciałam wracać do klasztoru.
 - Czasami jesteś na prawdę, nieodpowiedzialna ! - usłyszałam za Sobą karcący głos dowódcy naszej grupy, a już po chwili miałam na ramionach jego niebieską kurtkę. Spojrzałam na niego z przestrachem w oczach, przecież on miał na Sobie zaledwie podkoszulek ! Chciałam oddać mu jego własność, ale zatrzymał mnie łapiąc delikatnie moje dłonie. Spojrzałam na niego zdziwiona, ale nie zabrałam rąk. Było mi teraz dziwnie ciepło.
 - Maya chciałem Cię spytać, czemu ostatnie dwa dni chodziłaś taka nieobecna. - powaga  w jego głosie mnie zaskoczyła. Zaciągnęłam kurtkę na swoje ramiona i zagryzłam dolną wargę.
 - Myślałam o naszej ostatniej rozmowie. Ky ja po raz pierwszy widziałam Cię w takim stanie, czemu się tak zdenerwowałeś ? - chciałam zadać to pytanie delikatnie, ale moje ciekawość wzięła górę i nie wykazałam żadnej finezji.
 2 minuty..., 5 minut..., 10 minut... . Czekałam i czekałam na jego odpowiedź, a on patrzył się na pokryte gwiazdami niebo i uśmiechał się kwaśno. Chwila ?! Gwiazdy ? Ile ja tutaj siedziałam ? O mój boże, Boddai mnie zabije....
 - Maya. - zaczął w końcu, a ja momentalnie skupiłam na nim swoją uwagę. - Czy zależało Ci kiedyś na kimś tak bardzo, że byłabyś w stanie oddać za te osobę życie ? - tym pytaniem zbił mnie z tropu. Skinęłam powoli głową.
 - Tak. - wyszeptałam. Ky nie wiadomo czemu skrzywił się nagle i spojrzał na mnie z takim bólem w oczach, że aż zaparło mi dech w piersiach.
 - Kieran, zgadłem ? - mimo swojej niechęci uśmiechnął się blado. Imię Irlandzkiego króla, rozdrapało tylko ranę w moim sercu którą stworzył w mnie ten zadufany w Sobie monarcha. Pisałam, mówiłam mu o wszystkim, znał mnie niemal tak dobrze jak Boddai czy Ky... niestety od samego początku miał na oku inną dziewczynę. A ja trafiałam do jego zamku, kiedy ona tam właśnie  była. Głupia, naiwna Maya !
 - Nie. - wysyczałam, Ky zamrugał gwałtownie. - Nie jestem z nim i nigdy nie byłam, a tak w ogóle kto to jest ten cały Kieran ? - odwróciłam się do niego plecami. Zachowywałam się w tej chwili jak pięciolatka, i najwyraźniej bawiło go to bo słyszałam jak próbuje powstrzymać się od parsknięcia śmiechem.
 - Maya, daj spokój ! - Ky złapał mnie za ramiona i odwrócił w swoją stronę, patrzyłam mu w oczy i czułam że miękną mi kolana. Całe szczęście nie stałam na nogach ! - Odpowiesz mi kim jest osoba, za którą jesteś w stanie poświęcić życia ?
 - Cóż... - sama nie wiem co w mnie wstąpiło. Poczułam nagły przypływ pewności Siebie, i musiałam przyznać że podobało mi się to uczucie. - Jest to wysoki chłopak, o morskich oczach i zabójczym uśmiechu. Świetny wojownik i oddany przyjaciel... hm tylko jak on miał na imię ? - spojrzałam ukradkiem na Ky'a. Jego twarz rozjaśniła się w uśmiechu, wspięłam się na palce i cmoknęłam go w policzek.
 - A za co, to ? - spytał z szeroko otwartymi oczyma.
 - Za to że jesteś. - odpowiedziałam z uśmiechem. Ky odwzajemnił gest.
  Po piętnastu minutach rozmowy o moim zerwaniu z Kieran'em, ruszyliśmy w kierunku klasztoru. Noc była strasznie zimna, ale mój towarzysz najwyraźniej wcale tego nie odczuwał. Cóż ja wciąż trzaskałam zębami, i odliczałam minuty do tego aż w końcu mi pękną.
 - Zimno Ci ? - spytał Ky, spoglądając na mnie z troską. Nie czekając na moją odpowiedź, objął mnie ramieniem, od razu zrobiło mi się cieplej. Widząc mój uśmiech, chłopak również się uśmiechnął.
 - Hej Ky, a kto jest twoją najważniejszą w życiu osobą ? - spytałam, i ugryzłam się w język. Przecież to oczywiste że odpowiedź brzmi ; Tata.
 - Dziewczyna. - zaczął - Ma piękne złote oczy, niebieskie włosy przynoszące na myśl błękitne niebo, oraz najsłodszy uśmiech jaki kiedykolwiek widziałem. - po czym nachylił się, tak aby jego usta znalazły się na linii mojego ucha. - Ale za nic nie mogę zapamiętać jej imienia. - wyszeptał, a ja momentalnie oblałam się rumieńcem. Chłopak wykorzystał okazje i stanął by móc mnie do Siebie przytulić.
 - Za co to ? - zarecytowałam jego słowa.
 - Za to że jesteś. - uśmiechnął się i razem wróciliśmy do klasztoru w świetnych humorach.


No to kolejny rozdział od Alex. Przepraszam, że tak długo i obiecuje, że mój rozdział również pojawi się dzisiaj tylko trochę później. Co do rozdziału Alex. Mi się on bardzo podoba. Myślę, że wam też. To tyle i do usłyszenia później

3 komentarze:

  1. Pierwsza ^^
    Notka bardzo fajna ;) Tak bardzo bym chciała pisać jak wy ;) dobra to ja nie przedłużam bo już drugi raz komentuje to do zobaczenia XD

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział!!! <3
    Liczę na bardzo szybkiego nextan ;)
    Pozdrawiam i życzę weny Zuza

    OdpowiedzUsuń
  3. Zajebiste! Normalnie brak mi słów! Czekam na nexta
    Pozdrówka!
    RosePs

    OdpowiedzUsuń