piątek, 16 maja 2014

Rozdział 3

Boomer
Wiedziałem, że Maya źle zareaguje, ale nie spodziewałem się, że zemdleje. Rodzice kazali mi ją delikatnie położyć na łóżku. Po chwili wróciła jej ciocia z wodą, ale dziewczyna wciąż była nieprzytomna. Dopiero po dłuższej chwili zaczęła się budzić.
Maya
Ostatnie co pamiętam to słowa tego starszego mężczyzny, po tym już nic. Otworzyłam oczy i zorientowałam się, że leże na łóżku, a nade mną stoi cała nasza rodzina.
- Co się stało? - Spytałam powoli siadając. Boomer znalazł się tuż obok mnie, bym nie upadła.
- Straciłaś przytomność. - Powiedział mój przyjaciel. Po tych słowach przypomniałam sobie co się stało.
- Powiedzcie mi, że to co słyszałam to był żart. - Ich milczenie było wystarczającą odpowiedzią. - Jak?!Dlaczego?! W ogóle co to znaczy?!  - Nie kontrolowałam tego co mówiłam. Moja mama podeszła do mnie i mnie przytuliła. Wtuliłam się w nią mocniej. Czułam jak po policzkach ciekną mi łzy. Kątem oka zauważyłam, że prawie wszyscy w tym momencie opuścili pokój. Zostali tylko rodzice Boomer'a, chłopak, mój tato z mamą i ten starszy mężczyzna.
- Wytłumaczy mi to ktoś. - Powiedziałam próbując się uspokoić.Moja mama spojrzała na wszystkich potem z powrotem na mnie.
- Jeśli pozwolicie chciałbym porozmawiać z Mayą sam. - Odezwał się do tej pory milczący obcy. Spojrzałam błagalnie na mamę. Nie chciałam z nim rozmawiać, a co dopiero zostawać sam na sam w jednym pomieszczeniu.
- Nie chce z panem rozmawiać. - Tyle udało mi się wydusić. Poczułam uspokajającą dłoń Boomer'a na ramieniu. Spojrzałam na niego, ale on się tylko lekko uśmiechnął.
- Maya Mistrz Boddai chce ci tylko wszystko wytłumaczyć. - Powiedział mój tato. Niechętnie, ale zgodziłam się na tą rozmowę. Siedziałam na łóżku, a Mistrz Boddai, czy jak oni go tam nazwali stał naprzeciw mnie.
- Może lepiej zacznę od początku. - Powiedział po czym usiadł na krześle. Spojrzałam na niego jak na idiotę. Było oczywiste, że raczej chce poznać tą historię od początku.
- Możesz mi powiedzieć kim są wojownicy kairu. Co ja mam z nimi wspólnego? Dlaczego dowiedziałam się o tym dopiero teraz i co się stało z moimi prawdziwymi rodzicami?! - Prawie zaczęłam na niego krzyczeć. Boddai tylko westchnął i zaczął swój monolog.
- Spokojnie wszystko po kolei. Pytałaś kim są wojownicy kairu. Są to zwykli nastolatkowie. Tylko nielicznych wybrała rada Redakai'ów by zostali wyszkoleni do walki ze złem i by zbierali kairu. Jeśli chodzi o samo kairu. To musisz wiedzieć, że jest to życiowa energia, która utrzymuje ten świat w równowadze. - Przerwał patrząc na moją reakcję, ale ja milczałam. Po chwili kontynuował  - Maya jesteś jedną z tych nielicznych osób, które wybrali Redakai'owie. Zostałaś zauważona przez nich już po narodzinach. Rada Redakai'ów dostrzegła w tobie moc. Już jako niemowlę wykazywałaś się nadmiarem tej energii. Warunkiem przystąpienia do wojowników kairu było ukończenie 16 lat. - Spojrzałam na niego nie wiedząc co powiedzieć. Zastanawiałam się co teraz? Mam wszystko zostawić i zająć się tą całą energią, bo jakiś nawiedzony  człowiek chce bym została wojowniczką. To tak głupie, że aż śmieszne.
- Maya musisz podjąć decyzje. - Spojrzałam na niego zdziwiona. O co tym razem mu chodziło?
- Jaką decyzje?
- Musisz jak najszybciej rozpocząć swój trening wojowniczki kairu. Mój klasztor znajduje się w Brazylii, jeśli mam cię tam zebrać i wyszkolić muszę wiedzieć czy zgadzasz się na taki układ rzeczy. - Mówiłam, że tamo mnie zamurowało. No to się myliłam. Po tych słowach szczęka mi chyba opadła do podłogi. Szybko wzięłam się w garść.
- Kiedy niby miałabym z tobą wyjechać? - Spytałam bardziej pewna siebie, choć wcale tak nie było.
- Jutro wieczorem po ciebie przyjdę. Mam nadzieje, że będziesz już gotowa. - Zanim zdążyłam jakkolwiek zareagować jego już nie było.
- Chwila kto powiedział, że chce tam jechać! - Krzyknęłam, choć i tak sama nie wiem do kogo. Po chwili w drzwiach pojawili się moi rodzice.
- Gdzie jest Boomer? - Spytałam prosto z mostu.
- Jest na dole jego rodzice już wyszli, ale on chciał jeszcze zostać. - Powiedziała moja mama po czym usiadła obok mnie na łóżku. - Maya jak się czujesz? - Spytała z troską. Myślałam, że zwariuje. Najpierw mówi mi o czymś co wydaje mi się zwykłą ściemą, a później się pyta jak się czuje. To chyba jakiś żart.
- Żartujesz sobie! - Krzyknęłam wstając z łóżka. - Jak ja mogę się w tej chwili czuć! Cały świat wywrócił mi się do góry nogami! A ty się pytasz jak ja się czuje!? - Mama tylko spuściła wzrok.
- Maya uspokój się. - Skarcił mnie tato.
- Po co skoro taka jest prawda! - Krzyknęłam i wybiegłam na zewnątrz. Wiedziałam, że muszę się uspokoić, ale nie potrafiłam. Nie po takim czymś. Poczułam jak ktoś łapie mnie za ramiona. Odwróciłam się i zobaczyłam Boomer'a.
- Ty też? - Syknęłam po czym wyrwałam się z jego uścisku i ruszyłam dalej.
- Maya musisz się uspokoić. Porozmawiajmy. Wiem, że jest ci trudno, ale to wcale nie jest takie złe jak się wydaje, na prawdę. - Powiedział znów mnie zatrzymując.
- A co ty możesz o tym wiedzieć?! To nie tobie w jednej chwili wszystko szlag trafił! - Krzyknęłam wściekła. Chciałam wyminąć mojego przyjaciela, ale znów mnie zatrzymał.
- Uwierz mi, że wiem co czujesz. - Spojrzałam na niego pytająco. - Jakiś czas temu ja też się o tym dowiedziałem. Tak samo w to nie wierzyłem, ale Boddai mi wszystko pokazał. Maya to wcale nie jest takie złe jak się wydaje. - Powiedział po czym spojrzał mi w oczy. Nie wiedziałam co powiedzieć. Mój najlepszy przyjaciel był jednym z tych wojowników, a ja nic o tym nie wiedziałam.
- Kiedy chciałeś mi o tym powiedzieć? - Spytałam z bólem w głosie. Miałam nadzieje, że Boomer tego nie wyczuł, ale się myliłam. Czułam tylko jak mnie przytula. Objęłam blondyna i schowałam głowę w jego ramię.
- Na prawdę chciałem, ale obowiązywała mnie przysięga, której nie mogłem złamać. - Teraz przynajmniej wiedziałam, że nie jestem w tym sama.
- Rozumiem cię i przepraszam. Nie powinnam na ciebie krzyczeć. - Powiedziałam odrywając się od chłopaka. - Poza tym nie umiem się na ciebie długo gniewać. - Dodałam po czym ruszyłam razem z chłopakiem do domu. Moi rodzice wciąż byli i cioci. To nawet lepiej, bo nie chciałam na razie z nimi rozmawiać. Boomer odprowadził mnie pod sam dom po czym wrócił do siebie. Uśmiechnęłam się do siebie. Dobrze, że chociaż mogę liczyć na niego. chodząc do  swojego pokoju zauważyłam na łóżku mały pakunek. Ostrożnie wzięłam go do ręki. W środku znajdowała się tak jakby odznaka z jakimś dziwnym znaczkiem, do której przyczepiony był list. Przeczytałam go i od razu wróciła moja złość i zły humor. Nie miałam zamiaru tak po prostu pozwolić mu zniszczyć całe moje dotychczasowe życie.
Boomer
Wracając do domu cały czas myślałem o Mayi. Nie wiedziałem, że uda mi się z nią tak łatwo dogadać. Wchodząc do kuchni zauważyłem, że mama rozmawia z kimś przez telefon, a tato stoi  boku.
- Coś się stało? - Spytałem, ale nie odpowiedzieli. Postanowiłem pójść do pokoju. Położyłem się na łóżku i wpatrywałem w sufit. Zastanawiałem się jak to będzie teraz wyglądało. Maya wyjedzie ze mną i Mistrzem Boddai'em do Brazylii i w końcu pozna Ky'a. Myślałem tak jeszcze przez dłuższą chwilę, gdy usłyszałem krzyk mamy. Szybko zbiegłem na dół.
- Co się stało?! - Spytałem wbiegając do kuchni.
- Boomer...Maya, ona...ona zniknęła! - Powiedziała moja mama. Nie mogłem w to uwierzyć. Jak to w ogóle było możliwe.
- C...co? - Wykrztusiłem. Nie za bardzo wiedziałem co mam robić. Po dłuższej chwili udało mi się w połowie odzyskać jasne myślenie. Szybko pobiegłem z powrotem do swojego pokoju. Jedyne co przyszło mi do głowy to skontaktować się z Mistrzem Boddai'em.


Dobrze ten rozdział jest straszny....nie wiem co się stało,ale mi się on nie podoba. Nic się kupy nie trzyma, ale okey. Nie chciałam was zawieść i go publikuje. Mam nadzieje, że mnie nie zabijecie za ten rozdział, ale kolejne może będą lepsze. To tyle na razie ode mnie Kamila :D

czwartek, 15 maja 2014

Rozdział 2 Od Alex

 Dwa dni po mojej rozmowie z Ky'em, leżąc w pokoju wciąż myślałam o swoim przyjacielu. Starałam się, zajmowałam umysł medytacją i treningiem, ale to nie pomogło mi wyrzucić z głowy obrazu Ky'a na granicy łez i gniewu. Znaliśmy się od dziecka, razem bawiliśmy się i dorastaliśmy łączyła nas tajemnicza więź której nie mogłam określić, i to właśnie ta więź sprawiała że martwiłam się o swojego kapitana.
 - Puk- Puk ! - do pokoju wszedł Ekayon z szerokim uśmiechem na ustach, odwzajemniłam gest i usiadłam na krańcu łóżka. Chłopak stał nadal w progu i patrzył na mnie, wesołymi oczami pięciolatka. Hm, o co chodzi ?
 - Ekayon... - chciałam się spytać czemu tak dziwnie się zachowuje, ale on mi przerwał i wesołym tonem oznajmił.
 - Znaleźliśmy sposób, abyś mogła pozbyć się z ciała całego Mrocznego Kairu ! - oczy momentalnie wyszły mi z orbit, rozdziawiłam usta i rzuciłam się wyściskać chłopaka, piszcząc przy tym z szczęścia.
 - Hej, to ja na to wpadłem ! - w drzwiach stanął Ky, wraz z Bodai'em i swoim ojcem. Wszyscy uśmiechali się szeroko, zadowoleni z mojej reakcji - Gdzie mój uścisk ? - spytał urażony, brunet wystawiając dolną wargę i udając szczeniaczka.
 - Oh Ky ! - krzyknęłam i rzuciłam się na niego, niestety chłopak miał dosyć twarde mięśnie brzucha i zamiast się w niego wtulić, po prostu się od niego odbiłam. Przed kompromitującym upadkiem, ocalił mnie jego refleks. - Dzięki, dzięki, dzięki ! - piszczałam jak mała dziewczynka.
 - Okej, spakuj się bo musimy przenieść się do wschodniego klasztoru. - powiedział Connor i wyszedł wraz z Boddai'em i Ekayon'em. Ky stał i jak gdyby nigdy nic, podgwizdywał Sobie radośnie pod nosem.
 - Ky ? - uniosłam badawczo brew.
 - Słucham ? - wyszczerzył się do mnie, a mi od tego uśmiechu zabiło mocniej serce.
 - Mogę się spakować, czy będziesz mi w tym towarzyszył ? - momentalnie jego twarz zrobiła się czerwona, i zanim zdążyłam zareagować jego już nie było. Zaśmiałam się i zadowolona wyciągnęłam spod łóżka, swoją torbę podróżną.
  Wyjechać musieliśmy dopiero jutro, bo warunki pogodowe na wschodzi nie były korzystne dla lotu X-sypera. Rozumiałam że Boomer i Mokey martwią się o swoje oczko w głowie, ale nie mogłam się doczekać tego aż pozbędę się z Siebie tego dziadostwa ! Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, postanowiłam wykorzystać okazje i przejść się na spacer.
  Wylądowałam nad strumykiem, gdzie zwykle przesiadywałam wraz z Boomer'em i Ky'em gdy mieliśmy dzień wolny od misji. Usiadłam na nieco wilgotnym i chybotliwym kamieniu, i wbiłam wzrok w unoszące się na wietrze liście. Jesień już za pasem, dni stawały się coraz chłodniejsze, a co za tym widzie również noce. Telepałam się jak osika, ale nie chciałam wracać do klasztoru.
 - Czasami jesteś na prawdę, nieodpowiedzialna ! - usłyszałam za Sobą karcący głos dowódcy naszej grupy, a już po chwili miałam na ramionach jego niebieską kurtkę. Spojrzałam na niego z przestrachem w oczach, przecież on miał na Sobie zaledwie podkoszulek ! Chciałam oddać mu jego własność, ale zatrzymał mnie łapiąc delikatnie moje dłonie. Spojrzałam na niego zdziwiona, ale nie zabrałam rąk. Było mi teraz dziwnie ciepło.
 - Maya chciałem Cię spytać, czemu ostatnie dwa dni chodziłaś taka nieobecna. - powaga  w jego głosie mnie zaskoczyła. Zaciągnęłam kurtkę na swoje ramiona i zagryzłam dolną wargę.
 - Myślałam o naszej ostatniej rozmowie. Ky ja po raz pierwszy widziałam Cię w takim stanie, czemu się tak zdenerwowałeś ? - chciałam zadać to pytanie delikatnie, ale moje ciekawość wzięła górę i nie wykazałam żadnej finezji.
 2 minuty..., 5 minut..., 10 minut... . Czekałam i czekałam na jego odpowiedź, a on patrzył się na pokryte gwiazdami niebo i uśmiechał się kwaśno. Chwila ?! Gwiazdy ? Ile ja tutaj siedziałam ? O mój boże, Boddai mnie zabije....
 - Maya. - zaczął w końcu, a ja momentalnie skupiłam na nim swoją uwagę. - Czy zależało Ci kiedyś na kimś tak bardzo, że byłabyś w stanie oddać za te osobę życie ? - tym pytaniem zbił mnie z tropu. Skinęłam powoli głową.
 - Tak. - wyszeptałam. Ky nie wiadomo czemu skrzywił się nagle i spojrzał na mnie z takim bólem w oczach, że aż zaparło mi dech w piersiach.
 - Kieran, zgadłem ? - mimo swojej niechęci uśmiechnął się blado. Imię Irlandzkiego króla, rozdrapało tylko ranę w moim sercu którą stworzył w mnie ten zadufany w Sobie monarcha. Pisałam, mówiłam mu o wszystkim, znał mnie niemal tak dobrze jak Boddai czy Ky... niestety od samego początku miał na oku inną dziewczynę. A ja trafiałam do jego zamku, kiedy ona tam właśnie  była. Głupia, naiwna Maya !
 - Nie. - wysyczałam, Ky zamrugał gwałtownie. - Nie jestem z nim i nigdy nie byłam, a tak w ogóle kto to jest ten cały Kieran ? - odwróciłam się do niego plecami. Zachowywałam się w tej chwili jak pięciolatka, i najwyraźniej bawiło go to bo słyszałam jak próbuje powstrzymać się od parsknięcia śmiechem.
 - Maya, daj spokój ! - Ky złapał mnie za ramiona i odwrócił w swoją stronę, patrzyłam mu w oczy i czułam że miękną mi kolana. Całe szczęście nie stałam na nogach ! - Odpowiesz mi kim jest osoba, za którą jesteś w stanie poświęcić życia ?
 - Cóż... - sama nie wiem co w mnie wstąpiło. Poczułam nagły przypływ pewności Siebie, i musiałam przyznać że podobało mi się to uczucie. - Jest to wysoki chłopak, o morskich oczach i zabójczym uśmiechu. Świetny wojownik i oddany przyjaciel... hm tylko jak on miał na imię ? - spojrzałam ukradkiem na Ky'a. Jego twarz rozjaśniła się w uśmiechu, wspięłam się na palce i cmoknęłam go w policzek.
 - A za co, to ? - spytał z szeroko otwartymi oczyma.
 - Za to że jesteś. - odpowiedziałam z uśmiechem. Ky odwzajemnił gest.
  Po piętnastu minutach rozmowy o moim zerwaniu z Kieran'em, ruszyliśmy w kierunku klasztoru. Noc była strasznie zimna, ale mój towarzysz najwyraźniej wcale tego nie odczuwał. Cóż ja wciąż trzaskałam zębami, i odliczałam minuty do tego aż w końcu mi pękną.
 - Zimno Ci ? - spytał Ky, spoglądając na mnie z troską. Nie czekając na moją odpowiedź, objął mnie ramieniem, od razu zrobiło mi się cieplej. Widząc mój uśmiech, chłopak również się uśmiechnął.
 - Hej Ky, a kto jest twoją najważniejszą w życiu osobą ? - spytałam, i ugryzłam się w język. Przecież to oczywiste że odpowiedź brzmi ; Tata.
 - Dziewczyna. - zaczął - Ma piękne złote oczy, niebieskie włosy przynoszące na myśl błękitne niebo, oraz najsłodszy uśmiech jaki kiedykolwiek widziałem. - po czym nachylił się, tak aby jego usta znalazły się na linii mojego ucha. - Ale za nic nie mogę zapamiętać jej imienia. - wyszeptał, a ja momentalnie oblałam się rumieńcem. Chłopak wykorzystał okazje i stanął by móc mnie do Siebie przytulić.
 - Za co to ? - zarecytowałam jego słowa.
 - Za to że jesteś. - uśmiechnął się i razem wróciliśmy do klasztoru w świetnych humorach.


No to kolejny rozdział od Alex. Przepraszam, że tak długo i obiecuje, że mój rozdział również pojawi się dzisiaj tylko trochę później. Co do rozdziału Alex. Mi się on bardzo podoba. Myślę, że wam też. To tyle i do usłyszenia później

niedziela, 11 maja 2014

Opowiadanie od Alex cz.1

No to teraz opowiadanko od Alex. Już je przeczytałam i bardzo mi się podoba. Nie mogę doczekać się dalszej części. A jeśli chodzi o moje to w poniedziałek pod wieczór lub trochę później będzie nowy rozdział, więc do usłyszenia niebawem ^^


Po Turnieju Kostki Kairu zorganizowaliśmy niewielkie przyjęcie, na które przyszli również Connor Stax i Ekayon, który postanowił zamieszkać z nami w klasztorze i szkolić się u Boddai'a i Connor'a. Siedząc i jedząc przygotowane przez Mookie'go potrawy śmiali się i rozmawiali na temat Pryzmatycznego Kairu, które w ostatnich dniach zdobyli Ky i Ekayon.
- Będziemy mogli teraz zniszczyć całe Mroczne Kairu - Boddai był wyraźnie zadowolony z takiego obrotu spraw, podobnie jak reszta. Ja z wrażenia upuściłam widelec, którym właśnie nabrałam trochę zapiekanki Mookie'go. Zauważyłam kątem oka, że Ky zacisnął dłonie w pięści. Zdziwiło mnie to, ale nie mogłam się teraz na tym skupić. Ważniejsze było to, że Redakai'owie chcieli zniszczyć Mroczne Kairu. Energię, której mój dziadek oddał część duszy, a co za tym idzie moja dusza również była połączona z tą energią.
- Mistrzu... - Wykrztusiłam. - Z całym szacunkiem. Wiem, że powinniśmy to zrobić, ale...ale wtedy będzie miało to swoje skutki. - Spojrzałam na niego ostrożnie chcąc wyczytać z jego twarzy jakie żywi emocje do mojej wypowiedzi. Uśmiechnął się delikatnie co zbiło mnie trochę z tropu.
- Wiem, że zachwieje to równowagę we wszechświecie, ale...
- Ja nie o tym! - Przerwałam mu brutalnie uderzając pięścią w stół. - Lokar i ja jesteśmy połączeni z tą energią. Jeśli zostanie zniszczona, to osoby z nią powiązane również. Wiem, że powinniśmy to zrobić, ale ja...ja na prawdę nie wiem co się wydarzy. - Stałam na nogach i spoglądałam na nich z góry.
- Maya... - Zaczął Boomer, ale przerwał mu Connor.
- Czyli jesteśmy między młotem, a kowadłem. - Sprostował. Spuściłam głowę i ruszyłam w kierunku x-scaper'a. Słyszałam jak mnie wołali, ale to zignorowałam. Wolałam być teraz sama. Chciałam w spokoju pozbierać myśli.

Minęła już chyba z godzina. Leżałam na łóżku z rękami założonymi pod głową i wpatrzona w sufit. Zastanawiałam się nad tą całą sytuacją. Byłoby super gdybyśmy nie musieli się przejmować Lokar'em i tym całym Mrocznym Kairu. Ky i Boomer mieliby jeden problem z głowy. Jednak jeśli zniknęłaby ta energia, to ja również.
- Maya? - Wystraszona usiadłam na łóżku i spojrzałam w kierunku drzwi, w których stał Ky. Zdziwił mnie jego widok, bo zazwyczaj nie mieszał się w nasze sprawy....co go dzisiaj podkusiło?
- Oh, Hej Ky. Wejdź. - Powiedziałam i poklepałam miejsce obok siebie. Chłopak posłał mi delikatny uśmiech i usiadł obok. Mimo to wyczułam, że coś jest nie tak. Kurczowo zaciskał ręce na kolanach, a to nie wróżyło nic dobrego. - O co chodzi Ky?
- Maya. - Westchnął. - Jeśli Mroczne Kairu zniknie, znikniesz również i ty? - Jego niebieskie tęczówki zdawały się skakać z poddenerwowania.
- N...nie wiem Ky. - Wyszeptałam cicho nie mogąc oderwać wzroku od oczu chłopaka. Zawsze uważałam, że te oczy są najlepszą cechą jego wyglądu, ale nie uważałam, że był brzydki. Jasne był przystojny, ale...to był mój przyjaciel i wolałam aby nim został.
- Więc nie możemy zniszczyć tego dziadostwa. - Warknął i schował twarz w dłonie. Widząc go w takiej pozycji, walczącego ze łzami i wściekłością, coś we mnie pękło. Niepewnie przytuliłam go od tyłu wtulając twarz w jego plecy. Chłopak złapał mnie za rękę i uścisnął ją delikatnie.
- Jakoś damy rade. Coś wymyślę. - Obiecałam.
- Nie. - Zaprzeczył. - Kairu zostaje tak samo jak ty. - Odwrócił się by móc spojrzeć mi w oczy. Mimo to nie przerwał naszego uścisku. Siedziałam teraz na jego kolanach czerwona ze wstydu patrząc na jego szeroki uśmiech.
- Ja cię nigdzie nie puszczę! - Zapewnił.
- Dzięki Ky. - Powiedziałam i również się uśmiechnęłam.

piątek, 9 maja 2014

Rozdział 2

Hej kochani. Bardzo przepraszam za chwilową przerwę, ale tak jakoś wyszło. Rozdział numer 2 gotowy już niedługo biorę się za trzeci, więc możecie spać spokojnie. Myślę, że się wam spodoba. To tyle ode mnie. Miłego czytania życzę Kamila ;*


Maya
Miałam cudowny sen. Spało mi się tak dobrze, ale jakiś nieznajomy dźwięk cały czas dobiegał z mojej lewej strony. Dopiero po dłuższej chwili zorientowałam się, że to mój budzić i pora najwyższa wstać.
- Czemu? - Jęknęłam po czym wyłączyłam to piekielne urządzenie. Wstałam i podeszłam do szafy. Oczywiście największy problem. Nie mam się w co ubrać. Wygrzebałam jakąś niebieską bokserkę i białe spodenki. Zeszłam na dół gdzie czekało już na mnie śniadanie. Rodziców nigdzie nie było widać. Zostawili mi tylko karteczkę, że musieli wyjść.
- Świetnie. - Mruknęłam i zaczęłam jeść śniadanie. Po chwili usłyszałam dzwonek do drzwi. Wiedziałam, że to Boomer. Szybko pobiegłam mu otworzyć.
- Hej jesteś dziś wcześnie. - Powiedziałam uśmiechnięta i wpuściłam chłopaka do środka.
- Nie, ja jestem punktualny. To ty jesteś spóźniona.
- Dobra, dobra mądralo lepiej już chodźmy. - Powiedziałam biorąc swoje rzeczy. W szkole byliśmy pięć minut przed dzwonkiem. Zdziwiło mnie to, że Boomer był jakiś taki cichy dzisiaj.
- Dobrze się czujesz? - Spytałam jak staliśmy pod klasą. Chłopak spojrzał na mnie głupkowato po czym się uśmiechnął.
- No pewnie a czemu pytasz?
- Wiesz jakiś taki strasznie cichy jesteś.normalnie jak nie ty.
- Wiesz Maya jest coś co ci muszę powiedzieć i to jest trochę trudne. - Zatrzymał się na chwilę i wziął głęboki oddech. - Widzisz twoi rodzice... - Nie mógł dokończyć, ponieważ przerwał nam Mike.
- Hej Maya jak tam dzionek. - Powiedział odciągając mnie od Boomer'a. Nie miałam nawet czasu zareagować, bo po chwili znaleźliśmy się w klasie. Mike siedział obok mnie, a Boomer dwie ławki do tyłu. Chciałam z nim porozmawiać i dowiedzieć się co jest z moimi rodzicami. Tak byłam zamyślona, że nie zwracałam uwagi na to co mówi Mike czy też Pani Hertz ( czyt. Herts ). Nasza nauczycielka od fizyki i chemii. Siedziałam jak na szpilkach i modliłam się żeby w końcu zadzwonił dzwonek. Po chwili poczułam jak ktoś mnie szturcha z boku. Zupełnie zapomniałam, że siedzi obok mnie Mike. Posłałam mu pytające spojrzenie.
- Słuchasz ty mnie w ogóle? - Spytał lekko zniecierpliwiony. Spojrzałam na niego tępo.
- Przepraszam zamyśliłam się. O co mnie pytałeś? - Teraz to ja zadałam pytanie. Chłopak klepnął się w twarz i pokręcił głową.
- Mówię ci już od jakiegoś czasu, że Boomer wyszedł bo przyjechali po niego rodzice. Coś do ciebie mówił, ale go nie słuchałaś, więc kazał mi to przekazać. - Spojrzałam na niego jak na wariata. Boomer wyszedł a ja nawet nie zauważyłam kiedy.
- O rany! - Krzyknęłam co nie uszło uwadze Pani Hertz.
- Panno Stones jeśli myślisz, że zdanie chemii będzie łatwe a zwłaszcza w liceum to bądź pewna, że wcale tak nie jest. Na dodatek wygłupy na lekcji nie pomagają. - Skarciła mnie skuliłam się i wybełkotałam jakieś przeprosiny. Potem zwróciłam się do Mike'a.
- Jak dawno Boomer wyszedł i co mi miałeś przekazać?
- Boomer'a nie ma już z 20 minut w klasie i chciał abyś po szkole od razu udała się do domu swojej ciotki Elizabeth.
- Mówił po co? - Spytałam zdziwiona po co mam iść akurat tam. Przecież ciotkę Elizabeth odwiedziliśmy z pięć lat temu jak nie więcej.
- Nie mówił tylko tyle.
- Dobra później się z nim dogadam i jeszcze mu wygarnę za to, że mnie zostawił samą. - Mruknęłam po czym dalej słuchałam Pani Hertz.
Cały dzień ciągnął mi się niemiłosiernie. Czasem chciałam już zwolnić się do domu po =d pretekstem, że źle się czuje, ale coś mnie powstrzymywało. Teraz siedzę na ostatniej lekcji. Matematyka to przedmiot, którego nie lubiłam od zawsze, ale teraz stało się dla mnie największym wrogiem. W końcu po co uczyć się twierdzenia jakiegoś Pitagorasa. Przecież nigdy mi to nie będzie potrzebne. Nauczycielka upomniała mnie już chyba z sześć razy abym się uspokoiła, ale ja nie potrafiłam się skupić. Mike'a też cały czas mnie zaczepiał i flirtował ze mną, ale za każdym razem go ignorowałam. Może zachowywałam się chamsko, ale nie miałam nastroju i bardzo mi się śpieszyło. W końcu dzwonek. Wybiegłam z klasy jak oparzona i od razu skierowałam się na przystanek autobusowy by zdążyć na autobus. Ciocia Elizabeth mieszka na drugim końcu miasta, wiec podróż zajmie mi z pół godziny. Usiadłam w autobusie i włożyłam sobie słuchawki w uszy akurat leciała piosenka Simple Plan "Welcome to my life". Uwielbiam tą piosenkę. Po półgodzinnej jeździe i staniu w korkach w końcu dojechałam na miejsce. Pobiegłam w stronę domu cioci. Zapukałam do drzwi, ale nikt mi nie otworzył. Nacisnęłam na klamkę. Akurat drzwi były otwarte, więc weszłam do środka. Było dość ciemno.
- Halo. ciociu jesteś tu?! - Krzyknęłam ale nie dostałam odpowiedzi. Weszłam na górę gdzie jest sypialnia cioci, a obok duża sala. Taki pokój do gier i zabaw. Weszłam do środka i myślałam, że padnę.
- Wszystkiego Najlepszego Maya! - Krzyknęli wszyscy zebrani. To jest moi rodzice, ciocia i jej mąż, rodzice Boomer'a wraz z chłopakiem i kilka bliższych osób z rodziny. Na początku nie wiedziałam co powiedzieć. Po prostu stałam jak słup i patrzyłam na nich jakby zwariowali.
- Dz...dziękuje wam. - Powiedziałam po chwili. Dopiero teraz zaczęłam się uśmiechać, gdy dotarło do mnie co się stało.
- Chodź Maya czas świętować. To twoje 16 urodziny, wiec jest co. - Powiedział mój tato i pociągnął mnie do wszystkich. Każdy z osobna złożył mi życzenia. Bawiliśmy się na prawdę świetnie. Każdy był szczęśliwy. Po jakimś czasie dołączył do mnie Boomer. Przypomniało mi się, że miałam mu wygarnąć za to w szkole.
- Witam jubilatkę. - Powiedział siadając obok mnie. Ja nic nie powiedziałam tylko uderzyłam go w ramię. - Auuuua! A to za co!? - Krzyknął pocierając obolałe miejsce.
- To za to, że mnie zostawiłeś w szkole, a to... - Teraz go przytuliłam. - Za to, że wszystkiego dopilnowałeś. - Powiedziałam dalej go obejmując. Po chwili podeszli  do nas moi rodzice.
- Maya teraz czas na prawdziwą niespodziankę. - Powiedziała moja mama. Była szczęśliwa jednak miała łzy w oczach.
- Mamo co się dzieje? - Zapytałam lekko zaniepokojona. Mama nic nie powiedziała tylko zaprowadziła mnie na dół gdzie byli wszyscy, ale jednej osoby nie znałam. Był to jakiś dziwny mężczyzna. Dość stary, ale miał łagodne rysy twarzy.
- Dobrze powie mi ktoś o co chodzi? - Spytałam teraz bardziej zaniepokojona.
- Maya to przyjęcie nie jest tylko na twoje urodziny. To także przyjęcie pożegnalne. - Powiedział mój tato. Mama wtuliła się w jego ramię. A ja czułam, jak nogi się pode mną uginają.
- Cc...co? - Udało mi się wydusić. Nie wiedziałam o co im chodzi.
- Maya może ciężko ci w to uwierzyć, ale jesteś wojowniczką kairu i razem ze mną udasz się do klasztoru. - Powiedział nieznajomy mężczyzna, który do tej pory milczał. Jedyne co pamiętam to upadek na podłogę.